*współpraca reklamowa
Jak dotąd mój blog oscylował wyłącznie wokół tematyki modowej, a dzisiaj mam dla Was zupełnie inny rodzaj wpisu. Dlaczego? Dbanie o zdrowie, sylwetkę, stan skóry tak naprawdę jest dla mnie jeszcze istotniejszą kwestią niż ubiór, dlatego postanowiłam dzielić się z Wami od czasu do czasu moimi spostrzeżeniami na temat kosmetyków godnych uwagi. Na pierwszy ogień idą dwa produkty: Serum nawadniające twarz, szyję i dekolt Hydrain 3 Hialuro marki Dermedic oraz Peeling Enzymatyczny z tej samej serii.
Kosmetyk zamknięty jest w bardzo estetycznym flakoniku z półmatowego szkła, z pipetką, dzięki której produkt możemy dozować. Jego konsystencja jest lekka i delikatna, szybko się wchłania, nie pozostawiając na twarzy lepkiej warstwy (co często zdarza się przy tego typu kosmetykach). Ponieważ moja skóra jest skrajnie sucha, sięgam głównie po produkty silnie nawilżające, więc fakt, że serum posiada najwyższe dopuszczalne w kosmetykach stężenie kwasu hialuronowego - 15% stanowi dla mnie duży atut. Pozostałe składniki aktywne to woda termalna, olej migdałowy, witamina E, gliceryna i skwalan, czyli jak widzicie same dobrodziejstwa dla odwodnionej skóry. Serum stosuję od miesiąca, codziennie wieczorem i już przy pierwszym użyciu zaobserwowałam sporą poprawę stanu skóry, łącznie z obszarem wokół oczu, a w tym momencie mogę z pewnością stwierdzić, że jest bardzo dobrze nawilżona i odżywiona, gładka, znikły przesuszenia, poprawił się jej koloryt. Warto dodać, że w tym czasie zrezygnowałam z kremu na noc. Kosmetyk jest doskonały dla wrażliwej skóry, nie podrażnia jej, nie zatyka porów - przez cały okres stosowania cera wygląda wręcz idealnie. Jeśli chodzi o wydajność, to w ciągu miesiąca zużyłam mniej więcej połowę opakowania o pojemności 30 ml. Podsumowując, serum świetnie nawilżyło moją odwodnioną po wakacjach i z natury suchą cerę, dlatego jestem z jego działania bardzo zadowolona i mam zamiar używać systematycznie.
Peeling otrzymujemy w wygodnej, poręcznej tubce, która ułatwia aplikację. Opakowanie jest półprzeźroczyste, a więc widać ile produktu już zużyliśmy. Konsystencję określiłabym jako kremową, dzięki czemu peeling nie spływa z twarzy, jest wygodny w użyciu. Składniki aktywne to woda termalna, kompleks kwasów AHA i L-argininy (6%), kwas hialuronowy, mocznik, gliceryna i alantoina. Peeling stosowałam przez równy miesiąc, raz w tygodniu, wieczorem nakładałam na twarz oraz szyję i pozostawiałam na dwadzieścia minut, podczas których kosmetyk w większości się wchłaniał. Nie czułam uciążliwego pieczenia (które zawsze przeszkadza mi gdy wykonuję peeling migdałowy), następnie pozostałości usuwałam chusteczką. Peeling jest bardzo delikatny, a jednocześnie świetnie złuszczający - w porównaniu do kwasu migdałowego ten kosmetyk daje dużo lepszy efekt, a jego stosowanie jest bezpieczniejsze, łatwiejsze i przyjemniejsze. Jeśli chodzi o działanie, to skóra jest świetnie oczyszczona i wygładzona, bardzo dobrze nawilżona (jego dodatkowy atut), następnego dnia rano wygląda promiennie i świeżo. Po miesiącu regularnego stosowania peeling pomógł mi usunąć małe przebarwienie na twarzy, które spowodowane było kwasem migdałowym i z którym inne kosmetyki nie mogły sobie poradzić. W kwestii wydajności również jest bardzo dobrze - przy każdej aplikacji dawkowałam sobie dość spore ilości produktu, w ciągu miesiąca zużyłam nieco ponad pół opakowania o pojemności 50g. Moja cera jest dość wrażliwa, ale kosmetyk nie podrażnił jej, w moim przypadku sprawdził się dużo lepiej niż inne peelingi enzymatyczne i na pewno często będę do niego wracać.